Cześć, nazywam się Magdalena Kluszczyk.
Każdy ma jakąś historię. Oto jest moja…
Od zawsze myślałam, że muszę BYĆ JAKAŚ. Wiesz… szczuplejsza, ładniejsza, mądrzejsza, bardziej wygadana, aby być KIMŚ. Bo to, kim byłam naprawdę nigdy nie było dość dobre, dość wartościowe, dość wystarczające. I w tej pogoni za akceptacją, spełniając oczekiwania innych i uginając się pod ciężarem lęku przed krytyką i wstydem, zgubiłam siebie. Tak całkowicie.
Miałam marzenia. Wielkie i takie całkiem małe, ale bez względu na ich rozmiar to poczucie “nigdy dość” towarzyszyło mi niemal bez przerwy: za mało doświadczenia, za mało doskonałe, kto chciałby mnie w ogóle słuchać, kto byłby zainteresowany tym, co mam do powiedzenia… przecież to “nic specjalnego”.
Więc czekałam… na lepszy moment, na to, aż będę gotowa, aż będę odważna i pewna siebie, aż poczuję się wartościowa, aż uznam, że już się nie boję, aż wszystko będzie perfekcyjne (wtedy nikt mnie nie skrytykuje- tak myślałam). To czekanie stało się moim sposobem na życie. Na życie życiem, które nie było moje, w którym nie było mnie samej. Było za to dużo lęku i wstydu.
Zmiany w moim życiu nie zaczęły się od jakiegoś wielkiego przełomu, bijących dzwonów, czy muzyki w tle rodem z Gladiatora, ale od decyzji, że już wystarczy!
“Z dyplomem w ręku”, po skończonych studiach, które bez wahania umieściłam w katalogu “pomyłka”, stałam w księgarni przed półką z książkami z napisem psychologia: wybrałam inny kierunek studiów, bo przecież na psychologię byłam za głupia, straciłam 5 lat upierając się przy czymś, co nie miało sensu, bo “jak się zaczęło to przecież trzeba skończyć”. Stojąc tam i snując pesymistyczne wizje i wytykając sobie błędy przeszłości, czułam, że stoję przed ścianą i że coś w końcu musi się zmienić, bo ja już tak dalej nie mogę.
Byłam tak potwornie zmęczona relacjami, które tylko wysysały ze mnie życie i w których czułam się coraz mniejsza (tak, pozwalałam na to), decyzjami, które prowadziły donikąd, życiem, w którym mnie nie było, że powiedziałam sobie: dość, już wystarczy! Naprawdę, wystarczy! I od tej decyzji się zaczęło!
Złożyłam papiery na studia, miesiąc później spełniałam marzenia z dzieciństwa i adoptowałam pierwszego północniaka po przejściach i tak rozpoczęła się moja wędrówka, która doprowadziła mnie do stworzenia Wędrującej z wilkami – rozwojowych wypraw w asyście psów zaprzęgowych (czegoś, czego nikt przede mną w Polsce nie robił). Ale to poczucie “nigdy dość” towarzyszyło mi dalej.
Nie wiem, czy to przeznaczenie, czy przypadek, czy jeszcze coś innego, ale na jedną z moim wypraw zabrałam książkę, która dotknęła we mnie tego, przed czym tak długo uciekałam. Nie wiem, czy jedna książka może zmienić czyjś życie, ale śmiało mogę powiedzieć, że od tej jednej książki zaczęło zmieniać się coś we mnie – “Dary niedoskonałości” Brené Brown. Trzy miesiące później siedział w samolocie i leciałam do Londynu, aby uczyć jej u boku (pierwszy lot samolotem w życiu tak na marginesie i to sama). Wracałam z myślą, że już nic nigdy nie będzie takie samo. Nie pomyliłam się.
Często powtarzam, że nie jestem odważną kobietą, jestem kobietą praktykującą odwagę. Bo odwaga to nie cecha, którą posiadają tylko nieliczni. To wybór. Siebie. Tego, co trudne. Tego, co ważne. Czasem pójście za czymś, a czasem rezygnacja.
Najpiękniejsza definicja odwagi, którą znam:
odwaga to dzielenie się swoją historią całym swoim sercem.
Do takiej odwagi Cię zapraszam!
Psycholożka, coach, trenerka, uczennica Brené Brown (zrezygnowałam z bycia facylitatorką) oraz pierwsza w Polsce facylitatorka Playing Big (Tara Mohr).
Założycielka Szkoły Odwagi oraz rozwojowych wypraw w asyście psów zaprzęgowych „Wędrująca z wilkami”.
Specjalizuję się w tematyce wstydu, odwagi, wrażliwości i autentyczności.
W 2018 roku założyłam trzymiesięczną Szkołę Odwagi „Jesteś Rewolucją- One Girl With Courage Is A Revolution”. Do tej pory ukazały się 3 moje książki, niebawem będzie premiera czwartej.
Sposobem na zmienianie świata jest uwierzenie w kogoś.
A ja w Ciebie wierzę!